piątek, 27 lipca 2007

Motorola A1200 - mój przyszły telefon?

Telefonu w najbliższym czasie wymieniać w sumie zamiaru nie miałem, bo ten mój sprawuje się naprawdę dobrze. Powoli jednak zaczynam zdanie zmieniać i chyba nawet mam pewne wyobrażenie jakby mogła wyglądać moja nowa komórka. :)

Obok smartphone'a z Linuksem przejść obojętnie nie mogłem. Nię będę tutaj powtarzał się po autorze newsa na Linux.pl, który telefon już posiada i ma o nim bardzo dobrą opinię. Dodam tylko, że smartphone na pewno daje większe możliwości od klasycznego telefonu komórowego. W dodatku ten o którym mowa, jak już wspomniałem, jest oparty na Linuksie.

Mam pewne wątpliwości czy przyzwyczaiłbym się do klawiatury dotykowej, no i czy ta przezroczysta klapka zastąpi zewnętrzny wyświetlacz, ale wszystko jest do przemyślenia. Widziałem też narzekania, że A1200 nie obsługuje Wifi i 3G, ale może do np. Świąt pojawi się jakaś ulepszona wersja...

Poniżej filmik prezentujący telefon:

Mozilla zrezygnuje z Thunderbirda

Wiadomość mnie zaskoczyła. Jak podaje Linux.pl:

na blogu dyrektora generalnego Mozilla Corp, Mitchell Baker, pojawiła się informacja, iż Fundacja Mozilla zamierza zrezygnować z rozwoju klienta pocztowego Thunderbird.


Oczywiście Mozilla ma zamiar najpierw znaleźć odpowiedni sposób kontynuacji projektu, miejmy, więc nadzieję, że znakomity program pocztowy nie odejdzie w zapomnienie.

Więcej w samym poście Pana Bakera.

środa, 25 lipca 2007

Kadry z życia... - Part II


Wyjątkowo udane zdjęcie - ja, Piciu, Hubert na moich urodzinach w "Warce" w Poznaniu. Było to gdzieś w okolicach marca.

Piękno płynące z kodu

Grafiką się nie zajmuję, ale o tym nie napisać nie mogłem... Trafiłem na stronkę z fraktalami. Są po prostu przepiękne, a wszysto dzięki kodowi. Zapraszam tutaj do oglądania.

Bezsenna noc - niedługo będzie świtać...

poniedziałek, 23 lipca 2007

Aston Martin - historia serii DB

Na WP pojawił się ciekawy artykuł opisujący jedną z moich ulubionych marek samochodów. Co ciekawe - duży udział w tworzeniu niektórych modeli Astona miał Polak - Tadeusz Marek.
Legenda motoryzacji - Aston Martin - zapraszam do lektury.

środa, 18 lipca 2007

Urodziny Magdy - czyli jak to w Białymstoku było

3 dni mijają od mojego przyjazu z krainy Śledzików, a opisu żadnego. Nadeszła pora, żeby zdać relację z wyjazdu do miasta rodzinnego Madzi.

Jak przebiegała część piątku trzynastego wiadomo - wspominałem o tym w poście "Trzynastego". Zdawało się jakbym znalazł się tego dnia w jakimś znaczącym miejscu mojego życia. Wiele wydarzeń i zbiegów okoliczności na to wskazywało.

Wracając do samego wyjazdu - przeczekałem do pociągu u Huberta. Przy okazji tworzyliśmy też prezent dla Magdy:


Potem dołączył do nas Miron i o ok. 1:20 wylądowaliśmy w KFC na Dworcu Głównym, gdzie doszedł także Grzesiek, którego na fotkach najmniej widać, bo to głównie on robił zdjęcia. Pociąŋ miał być o 2:14.
Tak wyglądam po godzinie 1 w nocy:


Pociąg przyjechał zgodnie z rozkładem. Niestety - nie był to pociąg z rezerwacją miejsc. Jednak jakiś w miarę pusty przedział udało się nam znaleźć. Warunki podróży do komofortowych nie należały, ale czego człowiek nie zrobi dla kobiety. ;)

Apropos - Miron obiecał mi dziewczynę do przytulania na drogę. Niestety - zawalił i dziewczyny nie załatwił. Przysiadała się do nas jednak jedna, ale z jakimś chłopakiem. Tak czy siak - po jakichś dwustu kilometrach zaczełą mi się nawet podobać - słodko wyglądała kiedy spała :). Z tego miejsca chciałbym pozdrowić Piękną Nieznajomą :).

Dotarliśmy do Warszwawy w godzinach rannych - chyba koło 7:00. Poniżej widoczek na most w stolicy:


Zrobiło się trochę luźniej w przedziale i przyjemniej się jechało do Białegostoku. Koło 9:00 dotarliśmy na miejcu, gdzie czekała na nas Magda. Jeszcze tylko podróż komunikacją miejską, krótki spacer i trafiliśmy do domu Madzi.


Sam Białystok okazał się dość spokojnym miastem - przynajmniej spokojniejszym od Poznania i bardzo mi się spodobał. Magda mieszka w przyjemnej okolicy. Poznaliśmy rodziców Magdy, którzy okazali się bardzo miłymi ludźmi. Na jedzenie też nie mogłem złego słowa powiedzieć, bo mama Magdy bardzo dobrze gotuje (mogłyby sobie z moją mamą podać rece). Jako drobną dygresję przytoczę tutaj pewien fakt z mojego życia - mianowicie, nie lubię gołąbków, a przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało, bo możliwe, że się na nie jednak nawrócę, po tym jak mi smakowały w Białymstoku.

Po jedzeniu wybraliśmy się przez miasto na Dojlidy, gdzie mieliśmy popływać na żaglówce (klasy Omega, jeśli dobrze zapamiętałem). Poznaliśmy też Adriana, który miał pływać z nami.


Mieliśmy okazję zobaczyć także parę zabytków. Poniżej Kościół Farny oraz brama do Pałacu Branickich (nazywanego "Wersalem Wschodu").



Dotarliśmy na Dojlidy. Magda z Adrianem zaczęli przygotowania do rzucenia cum. Tymczasem zostało zrobione jedno z najelpszych zdjęć podczas tego weekendu - oczywiście moim nieskromnym zdaniem ;):


No i wypłynęłiśmy. Muszę przyznać, że spododabło mi się. Żeglarstwo to naprawdę świeŧny sport. Nie tylko mi się zresztą spodobało - Miron też załapał bakcyla. Nawet miał okazję posterować i całkiem nieźle mu szło. Madzia i Adrian jako doświadczeni żeglarze byli zupełnie rozluźnieni, co nie znaczy, że nie czuli respektu do wody.





Po ponad godzinie żeglowania zawineliśmy do portu cali i zdrowi. Po południu czekał nas grill na działce Magdy.
Na działkę dotarliśmy piechotą, bo to niedaleko. Miron zajął się rozpalaniem grilla.


Towarzystwo powoli się zbierało. Poznałem Monisię ("w pizdu leniwą" - jak stwierdził potem "Czesio" ;)) i Adama. Oboje okazali się bardzo mili, a z Adamem miałem współny temat do wypicia, bo też lubi filmy z Bondem.


Miałem także przyjemność poznać najlepszą studentkę na Podlasiu, czyli Justynę.


Ogólnie było miło, różne napoje się piło ;). Spróbowąłem także kiszki ziemniaczanej, która bardzo mi zasmakowała. Był mecz Wschód kontra Zachód, który pozostał nierozstrzygnięty, bo część załogi Zachodu posnęła. :D




W pewnej chwili wymknąłem się na samotny spacerek. Sam teren działek jest dość duży i szadłem ładnych parę minut, zatopiony we własnych myślach, zanim dotarłem do płotu. Przez ten czas Miron zdążył przegrać pewien zakład. :P


Zdarzały się też incydenty przestępcze... :D


Bez zagłębiania się w szczegóły - do domu wróciliśmy koło 4 rano. Wstaliśmy o 12:00. Po wyśmienitym obiedzie, nie bez procentów, o co zadbał ojciec Magdy, wybraliśmy się jeszcze do miasta. Tutaj muszę przyznać, że była jedna wtopa - klasyczne faux pa można by rzec, bo nie mamy ani jednego zdjęcia z rodzicami Magdy. Mam nadzieję, że da się to kiedyś naprawić.

Zatem, jak już wspomniałem, udaliśmy się do miasta MPK. Poniżej jedno z moich ulubionych zdjęć. :)


Poszliśmy na piwo do jednego z barów, gdzie stali bywalcy polecali nam trunek "tyko dla prawdziwych mężczyzn" - nikt się nie odważył o tak wczesnej porze.


Niestety - nadszedł czas odjazdu. Tym razem jednak mieliśmy pociąg z rezerwacją miejsc.

Pobyt w Białymstoku będę wspominał bardzo miło. Chciałbym tu wrócić pewnego dnia na dłużej niż na weekend. Zobaczyć wszystko lepiej. Poznać miejsca, których nie zdążyłem poznać.

Droga powrotna przebiegała bez problemów. Zbliżał się czas rozstania, bo ja sam miałem wysiąść we Wrześni, czyli jakąś godzinę przed Poznaniem. Wypiliśmy wspólnie ostatnie piwo. Dla mnie to było tym bardziej smutne, że przecież nie mieliśmy zobaczyć się nastęþnego dnia w pracy. Już nie...

Madzię ucałowałem (mam nadzieję, że wkrótce wpadnie do mnie obiad), Miron i Hubert wysiedli ze mną na chwilę.

Kiedy pociąŋ ruszył, wiedziąłem, że to był koniec pewnego etapu w moim życiu, a ja poszedłem w stronę czegoś nowego, czegoś co mam nadzieję doprowadzi mnie gdzieś, gdzie chcę być.

Chciałbym, żeby "prawo Sunrise" zadziałało nie tylko jeśli chodzi o moją pracę, ale także o resztę mojego życia, co oczywiście zależy także ode mnie.

Jeśli ktoś chce zobaczyć więcej fotek - proszę upominać się w komentarzach.

wtorek, 17 lipca 2007

Potrzeba zmiany

Bardzo na czasie post na blogu Jaśmiki. Na czasie w kontekście także mojego życia. Możecie go przeczytać tutaj.

piątek, 13 lipca 2007

Trzynastego...

Niby to miał być kolejny zwykły, nudny, samotny dzień. Stało się jednak inaczej.

W nocy mamy pociąg do Białegostoku. Wziąłem, więc ze sobą torbę z ciuchami, śpiwór no i jak zwykle plecak. Oczywiście plecak zostawiłem w tramwaju, co zauważyłem dopiero w firmie. W MPK powiedzieli, że go nie znaleźli, potem jednak oddzwonili i był! To było niesamowite szczęście jak na piątek trzynastego (nie jestem przesądny). Gdy jechałem go odebrać obstawiłem Multilotka - co tam, może akurat się uda wygrać.

To jeszcze nie był koniec... Zwolnili mnie dzisiaj z pracy. Brak zaangażowania, restrukturyzacja działu. Cóż - może i coś w tym było, bo ostatnio zjadała mnie rutyna, chociaż nie uważam, żebym sobie radził, aż tak koszmarnie. Trudno - będę tylko tęsknił, że niektórych widywałem codziennie. Pewne osoby chciałbym poznać lepiej - chociaż może teraz będzie na to więcej sposobności niż mi się zdawało...

Czas odpocząć, a potem poszukać nowej, bardziej ambitnej pracy i przestać w końcu być samotnym... :)

Tyle spontanicznie i nie z mojego komputera... Po weekendzie może napiszę więcej, bo w końcu mam o wiele więcej czasu.

wtorek, 3 lipca 2007

Kadry z życia...

Kolejny cykl, a w nim po prostu zdjęcia. :) Jakie? Okaże się. :)

Na początek...


Mnie chyba łatwo ropoznać, na fotce jest też Grzesiek - kumpel z pracy. Urocza dziewczyna pośrodku to Magda - koleżnka z pracy (i moja parnterka na pewnym weselu, ale o tym wkrótce :).

poniedziałek, 2 lipca 2007

Znajomi, przyjaciele... - Part III (Ola)

Czas przedstawić jedną z niezwyklejszych, a zarazem wspalnialszych postaci, które pojawily się w moim życiu, czyli Oleńkę.

Wiecznie uśmiechnięta i jedyna w swoim rodzaju. W zasadzie uśmiech to jej wizytówka. No i wygląda wtedy wyjątkowo ładnie (pewnie by teraz skomentowała, że straszny ze mnie komplemenciarz). Nie wyobrażam sobie, że można jej nie lubić. Otwarta na ludzi - można by rzec, że exktrawertyk pełną gębą. Jest studentką psychologii - sadzę, że lepszego kierunku wybrać dla siebie nie mogła.
Życie na pewno nie raz jej dało w kość, ale ona sobie umie doskonale z nim poradzić i tego jej zazdroszczę.

Z Olą nigdy nie można się nudzić - choćby przez jej charakterystyczny styl bycia.

Wyjechała teraz gdzieś tam do Wrocławia, ale mam nadzieję, że wróci, bo smutno bez niej.

Kiedyś napisała: "Rafciu wśród ludzi jestem bo oni zabarwiają moje życie:)" - myślę, że to jej recepta na życie. :)
Charakterystyczny tekst - jest ich wiele, np. siedzimy w pracy i SMS do mnie (siedziała za ścianą): "zobacz jak fatal error siedzi na korytarzu". :D